san quentin tarantino san quentin tarantino
378
BLOG

Kijów niczym Wawel?

san quentin tarantino san quentin tarantino Polityka Obserwuj notkę 2

 

Rozpoczęty jak na zawołanie i ciekawie brzmiący chór polityków Zachodu nawołujący od kilku dni: w wersji umiarkowanej – do bojkotu ukraińskiej części Euro 2012, natomiast w zalatującej interesownością wersji radykalnej – do odebrania Ukrainie prawa do organizacji zaplanowanych na ten rok piłkarskich mistrzostw Europy wywołał falę spekulacji, co do motywów tego dość zaskakującego protestu.

Najczęściej wskazuje się przy tym na apetyt Niemców, którzy chcieliby przejąć choć część imprezy do swego kraju, ale także na obawy polityków, że przypadek Julii Tymoszenko stanie się zaraźliwym przykładem, mogącym zachęcić inne narody europejskie do uważnego patrzenia na ręce władzy i, co gorsza, do prób efektywnego rozliczania przywódców nie tylko z afer korupcyjnych, ale i z działań przeciwko interesowi własnego kraju.

Przekonanie, że idzie naprawdę i wyłącznie o naruszenie praw przysługujących pobitej kobiecie-więźniarce, nadal dość efektownej, zwłaszcza z półobnażoną piersią, również się pojawia, ale wcale nie jest dominujące. Raczej niewielu komentatorów chce dostrzec w eskpremier Ukrainy więźnia stanu, a już całkiem rzadko pojawia się przypomnienie, że to właśnie jej gabinet pilotował znaczną część przygotowań do tegorocznej imprezy piłkarskiej.

Skąd więc nagły, quasi-solidarny, dobrze rozpisany na głosy zwrot przeciw przyciężkiemu Janukowyczowi? Ale właśnie czy na pewno przeciwko niemu, jeśli niekoniecznie za piękną Julią? A jeśli to jest raczej bojkot Kijowa jako miejsca? Tym bardziej, że podobny brak zapału wielu europejskich polityków przejawia wobec nieodległego w czasie szczytu na Krymie.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że z podobną sytuacją mieliśmy już do czynienia. Absencja na Wawelu przed dwoma laty została przecież podyktowana zwykłymi, skądinąd całkiem zrozumiałymi obawami, że jakiś szalony operator zechce wykorzystać fakt zgromadzenia się niemal całej euroatlantyckiej elity na jednym, stosunkowo niewielkim wzgórzu. Ale gdzie Wawel, a gdzie Kijów i Krym?

Przy wielu znaczących różnicach, te trzy miejsca mają wspólną cechę, która z perspektywy odpowiedzialnych przywódców państwowych musi być uznana za sporą niedogodność: wszystkie one – Wawel niestety też – leżą w zasięgu możliwych arbitralnych, nieprzewidywalnych oraz agresywnych oddziaływań Kremla. Przecież w osiem dni po smoleńskim upadku Rzeczypospolitej wywiady co najmniej kilku poważniejszych państw musiały już wiedzieć, przynajmniej z grubsza, co naprawdę stało się z polskim rządowym tupolewem 10 kwietnia 2010.

Dlatego prezydent Obama wybrał golfa, dlatego kanclerz Merkel nie dojechała do Krakowa wygodnym mercedesem, itd., itd. Nie ma potrzeby wymieniać kolejnych drogich nieobecnych. Takie bardzo gwałtowne, w krótkim czasie po zamachach w Dniepropietrowsku,  upominanie się o prawa pięknej Julii nosi znamiona… no, może jeszcze nie paniki, ale naprawdę sporych obaw, którym zresztą nie można odmówić racjonalnych podstaw.

Gadający Grzyb pisze w S24 o trwającej od dłuższego czasu znacznej koncentracji wojsk FR w rejonie Kaukazu. Amelka222 zastanawia się nad motywami skumulowanej w czasie i metodycznej zmiany na stanowiskach dowódczych w rosyjskiej armii. Aleksander Ścios analizuje „nowe rozdanie” w kierownictwie polskich służb specjalnych. Rozdanie, które – w ocenie Blogera – praktycznie przekaże je pod kontrolę otoczenia prezydenta Komorowskiego. Unukalhai w jednym z komentarzy (u Amelki222) przypomina, że wymiana kadry dowódczej poprzedza zwykle planowane działania zbrojne.

Ośmiodniowa wojna z Gruzją wybuchła podczas otwarcia Olimpiady w Pekinie. W tym roku – przypomina Gadający Grzyb – są dwa dobre terminy dla rozpoczęcia operacji militarnej na większą skalę. Najpierw organizowane przez Polskę i Ukrainę Piłkarskie ME oraz Olimpiada w Londynie. Gdyby przyszło co do czego – rozumują zachodni przywódcy – to zawsze lepiej być u siebie w kraju, niż w niepewnej gościnie u Janukowycza, gdzie ładunki wybuchają w koszach na śmieci. Skądinąd, precyzja, z jaką tamte zamachy przeprowadzono (bez ofiar śmiertelnych, niespełna 30 osób rannych), wskazuje na dobrych fachowców i od zamachów, i od montażu. Montażu, oczywiście w rozumieniu Władymira Wołkowa.

Czy idzie wyłącznie o małą wojnę, która miałaby doprowadzić do zastąpienia Saakaszwilego jakimś gruzińskim Kokojtym, przywracając tym samym pełną kontrolę Rosji nad azjatyckimi rurociągami? Czy dojdzie do działań równoległych: Stany Zjednoczone z Izraelem dostaną zielone światło do ataku na Iran, a w zamian Rosja przywróci swoje panowanie na Kaukazie? Czy w grę wchodzi wariant trzeci, że dwa podmioty, które siłą i bez skrupułów egzekwują tzw. własne interesy na całym globie, dogadały się – jak twierdzi Unukalhai – w sprawie podbicia i podziału Iranu? I to nie jest wykluczone w dzisiejszym, znów mocno zbarbaryzowanym świecie. W końcu państwo perskie to naprawdę łakomy kąsek.

 

http://pod-grzybem.salon24.pl/413973,rosja-zaatakuje-gruzje-w-tym-roku

http://lamelka222.salon24.pl/413222,miedwiediew-zwalnia-gen-zielina-szefa-ros-wojsk-lotniczych

http://cogito.salon24.pl/410303,ucieczki-i-dymisje-o-nowym-rozdaniu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka